Wraz ze zbliżającą się, choć - może
na szczęście - odkładaną inauguracją sezonu piłkarskiego w naszym
regionie, ale i po niedawnej zbrodni w Krakowie wraca kwestia
bezpieczeństwa na stadionach.
Po wydarzeniach towarzyszących
meczowi Cracovia - Wisła (a przypomnijmy, że doszło nie tylko do
morderstwa na ulicy, ale też do chuligańskich wybryków na stadionie)
prezes klubu-gospodarza tego spotkania Janusz Filipiak narzekał na...
prawo. Powiedział, że jak najszybciej trzeba wprowadzić "sądy 24-godzinne
(najlepiej od razu na stadionach) i wrócić do zapewniania porządku na
imprezach masowych przez policję. Bo agencje ochrony, często bierne i
nieskuteczne, się nie sprawdzają.
Przypomnijmy, że w myśl ustawy z 1997
r. o bezpieczeństwie imprez masowych, za zapewnienie porządku w trakcie
meczu odpowiada organizator. Kluby podpisują zatem umowy z agencjami
ochrony, a policja pozostaje w odwodzie, czuwając, by rozróba nie "rozlała
się do miasta. Organizatorzy mogą porozumieć się z komendantami policji i
podpisywać stosowne umowy, ale muszą za to płacić. W efekcie bardzo często
tańsi - skrzykiwani ad hoc, nieprofesjonalni - ochroniarze nie daja sobie
rady, a policja wkracza, kiedy się już "pali. Czy wobec bezradności panów
prezesów trzeba zmieniać prawo? Może. Na pewno jednak trzeba zacząć od
stosowania tego, które jest. A przede wszystkim je
egzekwować. Kilkanaście dni temu odbyła się narada kierownictwa Prokuratury
Rejonowej Bydgoszcz-Północ z szefami podległych jej komend policji,
poświęcona m.in. przygotowaniom do sezonu piłkarskiego. Ustalono, że
bezpieczeństwem na stadionach nadal zajmować sie będą wydziały prewencji,
ale też w każdej komendzie jeden pracownik będzie analizował pomeczowe
materiały pod kątem procesowym. Zdaniem rzecznika Prokuratury Okręgowej
Jana Bednarka może to pomóc w spełnieniu dwóch kluczowych warunków
skutecznej walki ze stadionowym bandytyzmem: - Po pierwsze, nie wolno niczego
bagatelizować, po drugie, nic nie może uchodzić bezkarnie - mówi
prokurator Bednarek. Tylko co - poza materiałami sporządzanymi przez funkcjonariuszy,
najcześciej po fakcie - miałby ów policjant analizować? Teoretycznie
monitoring. Tyle, że praktycznie na ogromnej większości stadionów
monitoringu nie ma. Prawo jednak - znów teoretycznie - pozwala wojewodzie
zobowiązać organizatorów imprez masowych do wprowadzenia monitoringu pod
rygorem cofnięcia zezwolenia. A praktycznie...
- Policja już w 2004 przekazała
wojewodzie Romualdowi Kosieniakowi listę ośmiu obiektów wymagających
naszym zdaniem monitoringu. - mówi nadkomisarz Krzsztof Paczkowski,
zastępca naczelnika Sztabu Komendy Wojewódzkiej Policji. - Chodziło nam o
Zawiszę, Polonię i halę "Łuczniczka w Bydgoszczy, Halę Mistrzów i stadion
Hydrobudowy-Kujawiaka we Włocławku, stadiony TKP i Apatora w Toruniu oraz
halę Noteci w Inowrocławiu. Niestety, wojewoda nie skorzystał ze swoich
uprawnień wobec żadnego z tych obiektów. Uszczelnić stadiony! Przepisów nie brakuje. Kodeks karny, Kodeks
wykroczeń, ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych - wszędzie tam są
przepisy pozwalające ścigać i karać pseudokibiców. W oparciu o Kodeks
karny można np. orzekać nakaz "powstrzymywania się od przebywania w
określonych miejscach - idealny sposób eliminowania łobuzów ze sportu,
odpowiednik tzw. zakazu stadionowego. W walce z przyodzianym w klubowe
szaliki bandytyzmem zakaz stadionowy jest przepisem kluczowym, a w każdym
razie - jako świetnie sprawdzony w innych krajach - być takim powinien.
Bodaj największą rolę odegrał (i odgrywa) w Anglii, ale też tam był z
żelazną konsekwencją egzekwowany. W Polsce osoba, wobec której orzeczono
tę karę na podstawie Kodeksu wykroczeń nie ma prawa wstępu na imprezy
masowe przez 2 do 6 lat, natomiast bezterminowo orzeka się zakaz
stadionowy wobec nieletnich. A praktycznie...
W ub. roku policja w naszym
województwie wystąpiła z 132 wnioskami o zakazy stadionowe, ale orzeczono
je tylko wobec 37 chuliganów, a 14 innych musiało zapłacić grzywny lub
popracować na cele społeczne. Najbardziej spektakularne zdarzenia miały
miejsce w ub. roku na dworcu kolejowym w Toruniu i na stadionie Zdroju
Ciechocinek. Rok wcześniej najgoręcej było podczas meczu Zawisza -TKP
Toruń, po którym - w dużej mierze dzięki współdziałaniu bydgoskich gazet,
celowo publikujących zdjęcia trybun - ustalono 10 uczestników zajść. Wobec
7 orzeczono zakazy stadionowe. Ci młodzieńcy - być może prowodyrzy w
swoich grupach - powinni więc być z obiektów sportowych wyeliminowani.
Teoretycznie... - Praktycznie jest tak, że chuligani się z zakazów stadionowych
śmieją. - mówią dziennikarze sportowi, obecni co tydzień na meczach
różnych klas rogrywkowych w naszym regionie. - Bo albo ochrona nie ma
pojęcia o tym, że akurat ten "klient ma zakaz, albo przymknie oko, albo
sto metrów od wejścia można przeskoczyć płot...
Tymczasem ustawa mówi, że
każdorazowo przed imprezą organizator ma obowiązek zwrócić się do
właściwego komendanta policji o wykaz osób, których nie powinien wpuścić.
Jeśli tego nie robi, można mu odebrać zezwolenie na organizowanie imprez.
Teoretycznie. Bo praktycznie żaden klub sportowy takiego zezwolenia nie
stracił. Policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Bydgoszczy słyszeli, że osoby
objęte zakazem stadionowym nie były wpuszczane na obiekt TKP Toruń. Nikt
natomiast nie słyszał o choćby jednym w naszym regionie przypadku ukarania
kogokolwiek za złamanie zakazu stadionowego. Najpierw zreszta trzeba
byłoby kogoś na tym złapać... Jeśli jednak Polska musi być chora na
nieegzekwowanie prawa (lista "papierowych przepisów sięga wielu obszarów
naszego życia i doczeka się w "Pomorskiej"osobnej publikacji),
obowiązujące prawo daje kolejne możliwości. Art 41 a Kodeksu wykroczeń
mówi w paragrafie 1 o możliwości łączenia "zakazu stadionowego z
obowiązkiem "zgłaszania się do Policji lub innego wyznaczonego organu w
określonych odstępach czasu. Jest to więc coś w rodzaju dozoru
policyjnego. Zdaje się, że łatwiej byłoby egzekwować ten przepis
(zmuszając przywódców grup chuligańskich do stawiania się w komendzie
dokładnie w czasie rozgrywania meczu) niż łudzić się poprawą pracy
organizatorów i firm ochroniarskich. Kolejny problem - kolejny ponoć tak trudny do
egzekwowania to trudności w identyfikacji sprawców chuligańskich wybryków
pseudokibiców - twarze schowane w kominiarkach lub obwiązane szalikami.
Owszem, jest pkt 6 art. 17a ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych
przewidujący odmowę wstępu na mecz osobie, której wygląd zewnętrzny
uniemożliwia identyfikację, ale to znów teoria...
- W praktyce dopiero na trybunie
stadionu, przystępując do rozróby, chuligani zakrywają twarze. - mówi Jan
Bednarek. - Można byłoby pomyśleć o takiej modyfikacji artykułu 17, by
karalne było podjęcie działań uniemożliwiających identyfikację w trakcie
meczu - czyli maskowanie się już po wejściu na stadion. Najpierw jednak
wypadałoby skorzystać z tego co już przewiduje ustawa, konkretnie art. 21
pkt. 2: "kto nie wykonuje polecenia porządkowego wydanego na podstawie lub
regulaminu imprezy masowej przez organizatora imprezy lub służby
porządkowe podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, albo grzywny.
Trzeba więc tylko formułować, a potem egzekwować zakazy - zasłaniania
twarzy, wywieszania transparentów z wulgarnymi albo faszystowskimi
hasłami, wskakiwania na ogrodzenie, wbiegania na murawę itd. Kto je łamie,
naraża się na zakaz stadionowy. W ten sposób, oczywiście przy pomocy
kamer, dali radę chuligaństwu Anglicy. Jestem zwolennikiem monitoringu
także dlatego, że wszędzie gdzie jest skutecznie używany, znikają klatki -
te okratowane, przeznaczone dla gości trybuny. Klatka potęguje
niebezpieczeństwo w dwójnasób: raz - kumuluje niemal zwierzęcą agresję,
dwa - stwarza ryzyko zadeptania, wgniecenia na śmierć uczestników bójki
lub paniki. Zwolennikami klatek, skoro gospodarze obiektów nie dbają o
porządek w sposób bardziej cywilizowany, są
policjanci. -
Klatka jest jedynym skutecznym rozwiązaniem. - mówi komisarz Jacek
Krawczyk, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego. - W klatkach mamy
kibiców skoncentrowanych w jednym miejscu, a nie rozproszonych po całym
stadionie. Kolej
na kolej Policjanci
zwracają uwagę na inne kwestie wymagające poprawy, choć - znów! - wcale
nie zmiany przepisów. Trzeba wyegzekwować współodpwiedzialność innych
podmiotów; choćby kolei. Grupy kibiców wynajmują pociągi specjalne, ale
kolej nie poczuwa się do tego, by na trasie przejazdów takich składów
pilnować tych pasażerów. - I potem jest tak: jedzie sobie przez Polskę "wesoły pociąg, ale
nikt nie panuje nad tym, gdzie się zatrzymuje, na jak długo i co robią
kibice. - mówi komisarz Krawczyk. - Stoją, bo Krzychu, poszedł się
wysikać, ale gdzieś przepadł. A Rychu nie wrócił z "browarem. Stoją
czasem w szczerym polu, ale czasem w pobliżu zabudowań. A wtedy biada
mieszkającym tam ludziom. `- W ub. roku powiecie włocławskim zatrzymał
się taki pociąg z kibicami Arki Gdynia wracającymi z Łodzi. - wspomina
nadkomisarz Paczkowski. - Jednemu z chłopów, który na swoje nieszczęście
ma gospodarstwo obok linii kolejowej, tak dla zabawy zabrudzili fekaliami
studnię i potem zapchali ją snopkami siana. Innym razem w Brzozie koło
Bydgoszczy zatrzymał się pociąg z kbicami Widzewa wracającymi do Łodzi z
Trójmiasta. Pech chciał, że stanęli akurat na wysokości stacji benzynowej
niedaleko skrętu do plaży w Chmielnikach, więc chyba ze stu łodzian
wyniosło ze stacji wszystko co można było wynieść. Ustawa mówi, że za
eskortowanie kibiców jadących koleją odpowiada przewoźnik, ale w pociągach
specjalnych funkcjonariuszy SOK nigdy nie ma. Owszem są, ale tylko na
dworcach. Tylko cóż z tego, jeśli do największej demolki z udziałem
pseudokibiców w ub. roku w naszym województwie doszło na dworcu w
Toruniu... Policja wielokrotnie przypominała kolei o jej ustawowych
obowiązkach; prosiła przynajmniej o wpółodpowiedzialność. Bez skutku.
Policjanci sugerowali też kolejarzom, by pociągi specjalne kierować
bocznymi trasami. Także dla dobra PKP, bo zatrzymywane w szczerym polu
pociągi niejednokrotnie blokują przejazd normalnych składów. I znów nic -
żadnej reakcji. Ba, nawet nie wiadomo z kim rozmawiać. Polska kolej to
obecnie tyle spółek (np. przez nasze województwo: PKP Przewozy Regionalne,
PKP Przewozy Regionalne Łódź i SKM Gdańsk), że decyzje zostały mocno
rozproszone. Paradoks kujawsko - pomorskiego polega na tym, że mało tu
obleganej przez kibiców piłki na wysokim poziomie, ale krzyżują się u nas
trasy pseudokibiców z całej Polski. "Nasza policja jest więc używana do
zabezpieczenia tranzytu "cudzych chuliganów. Z biegiem lat - i
"zmotoryzowania Polaków - powstał nowy problem...
- Coraz więcej kibiców jeździ na
mecze do innych miast samochodami. - mówi nadkomisarz Paczkowski - Jadą w
czterech, w pięciu i są niestety bardziej anonimowi niż ci skoncentrowani
w jednym pociągu. Na szczęście mamy coraz więcej danych tych samochodów,
wiele z nich na taśmach video. Jeżeli mówię, że są bardziej anonimowi niż
w pociągach, to nie znaczy, że w ogóle nie mamy ich
rozpoznanych. Niektóre kluby - np. krakowskie - na początku sezonu ogłosiły
(wbrew przepisom PZPN), że nie będą wpuszczały kibiców przyjezdnych, bo
ich stadiony nie są na to przygotowane. Dla policjantów to nie jest dobre
rozwiązanie. Ci kibice i tak ze swoich miast przyjadą, i tak wejdą na
stadion - tyle, że nie zwartą grupą do jednego sektora, a rozproszeni,
anonimowi w różne miejsca. A potem organizator się zdziwi, że nie można
nad nimi zapanować... Może się zdarzyć, że w najbliższym czasie czołowi reformatorzy
prawa i sprawiedliwości - Ziobro i Dorn - będą zajęci innymi sprawami niż
walka z pseudobicami. A zatem... Nieuchronnie i kosekwentnie
Trzeba stosować przepisy już
istniejące. I egzekwować je. Dotyczy to nie tylko policji, ale przede
wszystkim organizatorów (gospodarzy obiektów, klubów, także związków
sportowych), kolei, władz miast - również dysponujących służbami
porządkowymi. I rodziców. Nie może być tak, jak w ub. roku w Aleksandrowie
Kujawskim, gdy tatusiowie i mamusie - po zadymie na stadionie Zdroju
Ciechocinek - odbierali z policji swoje pociechy, a potem pisali na nią
skargi do prokuratury i Rzecznika Praw Obywatelskich. Bezskutecznie
zresztą, bo w działaniach policji nikt nie dopatrzył się jakiegolwiek
nadużycia czy przekroczenia prawa. Potrzeba konsekwencji prowadzenia
chuligańskich spraw do końca - zatrzymywania, stawiania sprawców przed
sądami i skazywania. Nieuchronności kary. I jeszcze jedna rada - starego kibica, który
przed trzydziestu laty też w klubowym szaliku jeżdził za swoją drużyną -
rada dla kibicowskiej starszyzny, której choć trochę zależy na poprawie
opinii o piłkarskiej publiczności: podnieście nieco granicę wieku dla
tych, którzy chcą się bawić w szalikowców. Za moich czasów do "sektora
flagowego Zawiszy nie mieli wstępu chłoptasie, którzy niedawno wstali z
nocnika. A tacy są najgorsi - wpatrzeni w starszych, chcący się popisać za
wszelką cenę i robiący straszne głupstwa. Nie jest przypadkiem, że o ile
nieletni wśród sprawców wszystkich przestępstw w Polsce stanowią 10 proc.,
to wśród "zadymiarzy stadionowych co trzeci jest
nieletni. Wkrótce zaczyna się tu sezon. Dobrej
zabawy. |