Hampel rozmawia z Polonią
- Rozmawiam z bydgoskim klubem o swoich startach w Polonii - powiedział wczoraj "Gazecie" Jarosław Hampel. Transfer żużlowca Atlasu byłby hitem ekstraligi 
 

- Za kilka dni spotkam się z działaczami Polonii, by kontynuować rozmowy kontraktowe - przyznaje Hampel. - Za wcześnie przypisano, że moim nowym klubem będzie Unia Leszno - dodał jeden z trzech Polaków, uczestników Grand Prix 2007.
 

Bjarne Pedersen, Rune Holta i Matej Zagar - to trzej zawodnicy z Grand Prix, o których mówiło się najgłośniej jako kandydatach do wzmocnienia Polonii. Okazało się, że to tylko awaryjne wyjście bydgoskich działaczy. Na liście priorytetów znajdują się bowiem daleko za Jarosławem Hampelem, dziewiątym zawodnikiem świata i jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w historii polskiego żużla. 

26-letni żużlowiec jest wychowankiem Polonii Piła, ale od czterech lat startował w Atlasie Wrocław. - Po zmianie regulaminu w ekstralidze i wprowadzeniu limitu startów dla zawodników z cyklu Grand Prix w zespole zabrakło dla mnie miejsca we Wrocławiu. Muszę więc sobie szukać nowego klubu - przyznaje Hampel. 

W Bydgoszczy z pewnością byłby jednym z liderów zespołu. Przede wszystkim odciążyłby Andreasa Jonssona i Piotra Protasiewicza, na barkach których spoczywała największa odpowiedzialność za losy meczu w ostatnich sezonach. - Potrzebuję zmiany otoczenia. Rozmowy z Polonią są rzeczywiście zaawansowane, ale to nie jedyny klub, który biorę pod uwagę. Oczywiście nie jest tak, że jestem już zawodnikiem Unii Leszno. Wiele osób tak twierdziło, a to plotka i kompletna bzdura. Zostałem tam sztucznie przyklejony - twierdzi żużlowiec. 

Wiadomo, że Hampel spotka się z działaczami BTŻ Polonia za kilka dni, prawdopodobnie jeszcze w październiku. Wiceprezes klubu Leszek Tillinger nie chce podawać nazwisk, ale potwierdza, że faktycznie rozważana jest propozycja od jednego z najlepszych polskich zawodników. 

Hampel to bardzo łakomy kąsek na transferowym rynku. Jest wciąż młody i rozwojowy, ale także lojalny wobec swoich pracodawców. Nie zmienia klubów niczym rękawiczek, jak czyni większość pozostałych żużlowców. W pilskiej Polonii spędził cztery sezony i być może jeździłby tam do dziś. Do odejścia zmusiła go tragiczna sytuacja finansowa tego klubu, ostatnio występującego w II lidze, najniższej klasie rozgrywek żużlowych w Polsce. W 2003 roku przeszedł do Atlasu, w którym rozwinął skrzydła. To właśnie tam nabrał międzynarodowego szlifu i stał się jednym z najlepszych zawodników na świecie. Zdobył m.in. złoty medal w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów (2003) oraz w drużynowych mistrzostwach świata (2005).

Kilka tygodni temu Atlas zdecydował się jednak postawić na duet Jason Crump - Hans Andersen. Zabrakło więc miejsca dla "Małego", który także jest jeźdźcem cyklu GP i nie mógłby występować z nimi w jednym meczu. - Nie mam o to żalu do wrocławskich działaczy, taki jest sport. Wiele im zawdzięczam, ale życie toczy się dalej. Zobaczymy co przyniesie spotkanie z przedstawicielami Polonii. Najważniejsze, że jest wola obu stron, by podpisać kontrakt - cieszy się Hampel. Jeśli obie strony nie doszłyby do porozumienia, w klubie z Bydgoszczy najprawdopodobniej zobaczymy jednak kogoś z trójki Pedersen, Holta, Zagar. 


 
Polonia 35 Sparta 55 
 

Miały być trzy punkty, a nie było ani jednego. Mimo klęski ze Spartą Wrocław bydgoscy żużlowcy zapewnili sobie już brązowy medal mistrzostw Polski 
To zasługa żużlowców Włókniarza Częstochowa, którzy wczoraj rozgromili na swoim torze Unię Tarnów. Podział medali jest następujący: złoto dla Sparty, srebro dla Włókniarza i brąz dla Polonii.

Sobotnie pożegnanie z kibicami (ostatni mecz poloniści rozegrają w Tarnowie) nie udało się bydgoszczanom - Szkoda, że przegraliśmy tak wysoko - przyznał Piotr Protasiewicz. Fani też stracili cierpliwość. Ekipa PoloniaNet@Fans, która wznosi zawsze wysoko w górę ułożony ze styropianu napis "Polonia" po szóstym biegu zmieniła układ liter i pojawiło się słowo "Lipa".

Bo też bydgoscy żużlowcy nie mieli szans w pojedynku ze świetnie jadącymi żużlowcami z Wrocławia. Przegrywali starty nie tylko z takimi asami jak Jason Crump, Hans Andersen i Jarosław Hampel, ale też odjeżdżali im spod taśmy nawet Ronnie Jamroży i Tomasz Gapiński.

To zresztą nie był ciekawy mecz, bo walki na torze było niewiele. Najwięcej emocji wzbudzały wyścigi z udziałem Emila Sajfutdinowa. Ambitnego Rosjanina ponosiła wczoraj fantazja, co skończyło się dwoma upadkami w X i XII biegu. W pierwszym wpadł w bandę, kiedy atakował Hampela, w drugim miał szczęście po świecy na prostej.
 


 
Polonia Bydgoszcz  55 - 33 Włókniarz Częstochowa

Bydgoscy żużlowcy wysoko pokonali wczoraj Włókniarza i do dwóch punktów zmniejszyli straty dzielące ich od częstochowian. To oznacza, że ciągle otwarta jest sprawa wicemistrzostwa Polski.

Od wyniku tego meczu zależało, czy bydgoszczanie będą się jeszcze liczyli w walce o drugie miejsce w ekstralidze. Potknięcie Włókniarza (przegrał u siebie z Atlasem) spowodowało, że między drużynami były tylko cztery punkty różnicy. To dystans do odrobienia, a kluczowe są właśnie bezpośrednie potyczki obu zespołów. 
Poloniści mieli więc niezłą motywację. Chcieli pokonać częstochowian i to różnicą, która w przypadku porażki w rewanżu, dałaby szansę na punkt bonusowy (i odrobienie kolejnej straty). Nadzieje na korzystny wynik wzrosły, kiedy kibice upewnili się, że w parkingu jest Andreas Jonsson (Szwed ostatnie dwa tygodnie odpoczywał po groźnym upadku we Wrocławiu i opuścił ostatni mecz z Unią Tarnów). Goście byli zaś osłabieni. Do Bydgoszczy nie przyjechał Lee Richardson, który w sobotniej Grand Prix Czech doznał kontuzji nogi. Przyjazdu odmówił też jego zmiennik Matej Zagar. 
Początek meczu był wymarzony dla bydgoszczan. Dubletem ograli gości juniorzy Marcin Jędrzejewski i Krzysztof Buczkowski, a dwa wyścigi później podwójnie wygrali Robert Kościecha i Emil Sajfutdinow. Wyścig wygrał też Jonsson i po czterech biegach poloniści prowadzili już różnicą dziesięciu punktów. 
Z żużlowcami Budleksu Polonii wygrywał tylko Greg Hancock, więc trener Jan Krzystyniak właśnie jego posłał na tor w ramach rezerwy taktycznej (6. wyścig). Amerykanin w parze z Sebastianem Ułamkiem wykorzystali nieporozumienie polonistów w pierwszym łuku i odrobili cztery punkty. Obie pary spotkały się też w 8. gonitwie (Ułamek jako rezerwa taktyczna za Drabika), ale tym razem Szwed na dystansie ograł liderów Włókniarza. W dodatku chwilę później defekt motocykla miał Ułamek, więc punkt dla Polonii zdobył także "Siopek". Goście nie rezygnowali i wprowadzili kolejnego "taktyka". Bardzo dobrze dysponowanego Sullivana (zastąpił Piekarskiego) po pasjonującej walce wyprzedzili jednak Robert Sawina i Piotr Protasiewicz. 
Wielkie emocje wzbudził 10. wyścig, powtarzany dwukrotnie. Najpierw Kościecha i Sajfutdinow upadli w pierwszym łuku. W drugim podejściu "Kostek"przez cztery okrążenia atakował Hefenbrocka. Na ostatniej prostej dla polonisty miejsca przy bandzie i upadł. W trzecim podejściu Sajfutdinow nie pozwolił gościom wygrać podwójnie. 
Rozpędzeni gospodarze nie dali sobie odebrać zwycięstwa. Przed wyścigami nominowanymi mieli już 17 punktów przewagi. W dwóch ostatnich jeszcze ją powiększyli i do Częstochowy pojadą z 22-punktową zaliczką. To daje nadzieje przynajmniej na punkt bonusowy i walkę do końca o wicemistrzostwo Polski. 
- Przed meczem liczyłem na dwanaście punktów przewagi - mówił Leszek Tillinger, wiceprezes BTŻ Polonii. - Świetnie pojechali dziś wszyscy zawodnicy, tworzyli dobry i zgrany zespół. To dało efekty. Do Częstochowy pojedziemy walczyć nie tylko o bonus, ale również o zwycięstwo. Jeśli chcemy myśleć o obronie wicemistrzostwa Polski, musimy bowiem wygrać na wyjeździe. Jeżeli jednak się nie uda, nie będziemy rozpaczać. Brąz też będzie sporym osiągnięciem. 
- Tego zwycięstwa nie rozpatruje w kategoriach walki o wicemistrzostwo. Cieszy mnie bardzo, bo mamy niemal zapewniony brązowy medal - dodał Piotr Protasiewicz. 
 


 
 
Sparta Wrocław 54  - 35 Polonia Bydgoszcz
 

Przed meczem było wiadomo, że o zwycięstwie na torze lidera ekstraligi nie ma raczej mowy. Atlas nie stracił dotąd punktów we Wrocławiu. Mało tego, z rywalami rozprawiał się zwykle bez większych problemów. Poloniści liczyli jednak, że nie powtórzy się sytuacja z inauguracji rundy zasadniczej, kiedy to we Wrocławiu przegrali różnicą szesnastu punktów. 

Niestety, mecz nie układał się po myśli bydgoszczan. Choć prowadzili po pierwszym wyścigu (Krzysztof Buczkowski i Marcin Jędrzejewski pokonali 4:2 Klindta i Świderskiego), to po drugiej gonitwie tracili do gospodarzy dwa punkty. Już po 5. biegu trener Zdzisław Rutecki mógł wprowadzić rezerwę taktyczną, bo dystans między drużynami zwiększył się do sześciu "oczek". Szkoleniowiec najpierw zdecydował jednak, by Emila Sajfutdinowa (był w podstawowym składzie) zastąpić rezerwowym Krystianem Klechą. Ten zabieg niewiele dał polonistom, bo Krystian przyjechał daleko za rywalami. 

Wreszcie indywidualne zwycięstwo dla Polonii wywalczył Andreas Jonsson. Szwed, mimo zmęczenia (do Wrocławia przyjechał prosto z GP Skandynawii) imponował walecznością. Dlatego trener posłał go do walki w 9. wyścigu. Szwed zastąpił w nim Sajfutdinowa i razem z Kościechą miał odrobić straty. Niestety, wyścig zakończył się dla niego fatalnie. Po starcie cała czwórka zawodników próbowała wywalczyć sobie dobre miejsce w łuku. Jadący z drugiego pola Jonsson został zablokowany, wpadł w motocykl Hampela i obaj nie mieli możliwości manewru. Wypadek wyglądał makabrycznie; zawodnicy upadli na tor i przekoziołkowali kilka razy. Nad głowami przeleciały im motocykle, wypadając na pas bezpieczeństwa. Kiedy z parkingu ruszyły karetki i wybiegły obie ekipy, zawodnicy leżeli bez ruchu na torze.

Jonssonowi, który na chwilę stracił świadomość, lekarze założyli na szyję usztywniający gorset. Zaraz potem karetka na sygnale odjechała do szpitala. Za nimi pojechali mechanicy Szweda. - Na szczęście nie ma złamań, ani innych poważnych kontuzji - relacjonował po powrocie Mirek Duda. - Andreas narzekał na ból karku i musi przejść badania. Potem zabieramy go do Bydgoszczy. 

Lepiej było z Hampelem, który wpadł pod pneumatyczną bandę. Został przebadany i opatrzony w parkingu. - W łuku było ciasno i nikt nie odpuścił - opowiadał Hampel. - Sczepiliśmy się motocyklami. Przy takiej szybkości to nie mogło się inaczej skończyć. Jedyny ratunek w takich sytuacjach to zeskoczyć z motocykla. Tak zrobiliśmy, a nasze maszyny- na szczęście - przeleciały nad nami. Jestem potłuczony, ale cieszę się, że tylko na tym to się skończyło. 

W te sytuacji wynik rywalizacji miał już mniejsze znaczenie. Poloniści, tak jak wcześniej, nie mogli znaleźć sposobu na dobrze dysponowanych żużlowców Atlasu. Wiadomo było, że na zwycięstwo nie ma już szans, a zagadką pozostawały tylko rozmiary porażki. Skończyło się na 19-punktowej stracie. Nie tak bydgoszczanie wyobrażali sobie początek rundy finałowej. 

- Gdyby Andreas mógł startować do końca, nie przegralibyśmy tak wysoko - podsumował Zdzisław Rutecki. - Nie zmienia to faktu, że w naszym zespole nie zawiedli tylko Krzysztof Buczkowski i Marcin Jedrzejewski. Chyba tylko młodzież, Krystian Klecha i Jonsson solidnie przepracowali zimę. To wszystko wychodzi na torze. Działacze pozwalają na indywidualny tok przygotowań, a zawodnicy nie mają kondycji. Słabną z okrążenia na okrążenie. Widać było, że nawet Kościecha, który zdobył najwięcej punktów, wypatrywał szachownicy. Gdyby wyścigi trwały pięć okrążeń, niektórzy zawodnicy nie dojeżdżaliby do mety.